Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wy nie wycofania się w porę, wolałem lepiej wcale nie zaczynać...
Jestem trochę dziki z natury. Nie bratałem się chętnie i nie narzucałem się nigdy nikomu. Wiele osób które mnie znały, myślały że jestem skryty, ale mylili się; byłem tylko cichy i skromny. Jak mnie namawiano do żeniaczki, odpowiadałem: — Nie. — Byłem zdecydowany zostać starym kawalerem... A wiecie dla czego? bo aby się ożenić, trzeba było starać się o kobietę, a kobiety przejmowały mnie strachem. Doszedłem tak do trzydziestego trzeciego roku. Zakochałem się wtedy w młodej dziewczynie, raczej w dziecku, które miało dopiero siedemnaście lat.
Ojciec jej nazywał się Lorrain; był mularzem, zacnym człowiekiem — mówił Piotr po chwili odpoczynku — i doskonałym robotnikiem... Tylko trzymał się z wysoka! Prosiłem go o rękę Zuzanny; dziewczyna nie patrzyła na mnie krzywo. Ojciec wiedział, że ja z robotą nie żartuję, odpowiedział mi iż zostanę jego zięciem jak tylko mała skończy ośmnaście lat.
Ta odpowiedź zawróciła mi w głowie. Poprowadziłem mojego przyszłego teścia do szynku, aby z tej okazyi wypić z nim ze dwie butelki tego lepszego z ostatniej półki... Radość wybiła mi z głowy zwykłą moją ostrożność, wypiłem jeden kieliszek wina za wiele; rozum mi się zmącił, stałem się szalony, straszny, wszcząłem kłótnię z jakimś niemcem poczciwiną, który mi nic nie był winien; uderzyłem go pięścią w łeb, potrzeba go było wyrwać z moich rąk, a ponieważ odgrażałem się, że potłukę w szyn-