Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lucyna była z nim w tej podróży towarzysząc mu duchem ,życzeniami i miłością bezgraniczną.
Piotr Landry odprowadził go aż na dworzec kolei i ściskając mu rękę na pożegnanie rzekł:
— Już teraz nie ja sam będę oczekiwał pana z niecierpliwością panie Andrzeju!... Wracaj pan prędko!...
Pozwólmy teraz szczęśliwemu młodzieńcowi drzyć, pędzić do Bretanii z piorunującą szybkością pociągu kuryerskiego pędzącego po szynach całą siłą pary, a sami wróćmy do zakładu, gdzie ważne i nie przewidziane wypadki wydarzyć się jeszcze miały.
Ale najprzód powiedzmy dwa słowa o zawodzie jakiego doznała pani Blanchet; zawodzie wielkim, strasznym i gorzkim, skoro się dowiedziała, że jej doniesienia i szpiegostwa przeciw Andrzejowi de Villers wielce jak się zdawało dopomogły do przeszkodzenia w sprawię oddania ręki Lucyny nienawistnemu kassyerowi.
Gdy jej o tem powiedziano, kilkakrotnie zmieniła się na twarzy z zawiści, gniewu i oburzenia. Z żółtej, stała się zieloną, potem czerwoną jak burak, a nareszcie fjoletową, a wszystko to razem złożyło się ostatecznie na wyraz wściekłości i osłupienia.
— Widocznie ten głupiec stary zwarjował! — mruczała wdowa, po poruczniku straży ogniowej, w ten sposób — wylewając swą wściekłość na pana Villers.
Myślałam wczoraj, iż w uniesieniu, słusznego zresztą gniewu, natychmiast i bez żadnych innych formalności roztrzaska łeb temu nędznemu kasyerowi, temu intrygantowi, którym brzydzę się jak żmiją, temu łotrowi, który zręcznie okradł kassę; czego jestem tak pewną, jak miłości