Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zgodne z życzeniami i nadziejami prawdziwego ojca Lucyny.
Podmajstrzy pospieszył pójść do młodej dziewczyny, aby jej przynieść szczęśliwą wiadomość o nadspodziewanie łaskawem usposobieniu pana Verdier i okazaniu przezeń skłonności do pobłażania i przebaczenia.
Lucyna, bardzo cierpiąca wskutek strasznych wzruszeń, których tyle doznała przed godziną, została w istocie pocieszoną i ożywioną tą wiadomością, ale uczuła bardzo naturalną potrzebę usłyszeć potwierdzenia tych słów przebaczenia z własnych ust tego, którego nazywała swoim ojcem...
Zawód jej był bardzo wielki gdy w godzinie obiadowej dowiedziała się, że pan Verdier wyszedł, wydając rozporządzenie, aby go nie czekano z objadem, bo może wróci bardzo późno... Jakób Lambert, był niezdolnym do ukrycia gorączkowego wzruszenia i nie był wstanie nakazać spokoju swej twarzy, wołał więc tego dnia wcale nie być przy stole, w gronie familijnem w obecności Lucyny... Młoda dziewczyna prosiła Piotra Landry o uwiadomienie jej zaraz jak tylko pan Verdier wróci do mieszkania, a podmajstrzy obiecał zastosować się do jej polecenia. O dziesiątej i pół stary robotnik zapukał rzeczywiście do drzwi Lucyny.
— A. cóż? — spytała.
— A. cóżby! panno Lucyno, oto to, że pryncypał przyszedł...
— Dziękuję, mój dobry Piotrze... idę zaraz do niego...
— To się na nic nie zda proszę pani...