Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niepotrzeba!... Przyjąłem zaproszenie ludzi poważnych, ludzi honorowych, którzy panu zaświadczą jeżeli sobie pan życzy...
Pan Verdier wzruszył głową i szeptał sam do siebie, głosem zbyt cichym, aby mógł być słyszanym przez Andrzeja i Lucynę:
— To nie wobec mnie zaświadczenie podobne może ci się na co przydać, nędzniku! — Potem kończył, ale głośniej. — Przed wyjściem, czy pan starannie zamknął kasę?
— Tak, panie, zamknąłem kasę na wszystkie zamki!...
— A drzwi od pawilonu?...
— Także zamknąłem.
— Jesteś pan tego pewny?
— Jak mojego życia.
Pan Verdier podniósł się, otworzył drzwi biura i obejrzał zamek, z jaknajwiększą starannością.
— Nienaruszone!... — rzekł. — Daj mi pan klucz od kasy...
Andrzej podał mu go w milczeniu.
Achiles Verdier, obrócił na zawiasach ciężkie drzwi z mosiędzu i stali, i rzucił okiem wewnątrz kasy ogniotrwałej, lecz w jednej chwili cofnął się, wydając głuchy krzyk, po którym nastąpiło energiczne przekleństwo.
— Portfel!... — wykrzyknął z przerażeniem i wściekłością — portfel znikł!... więc niedosyć im było zabrać bilety bankowe!... wzięli jeszcze papiery, które nie tylko dla mnie jedynie miały wartość!...
Obrócił się do Andrzeja, który patrzył na niego, blady, ledwo na nogach utrzymać się mogący i zawołał