Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pokoju, oddawał się ponurym i strasznym myślom, z których kilka przedstawiliśmy naszym czytelnikom.
Skoro podmajstrzy skończył, Lucyna zapytała go:
— I mój ojciec wiedział o tem wszystkiem?...
— Tak, pani, on także wysłuchał mojej spowiedzi...
— Mój ojciec jest surowy sędzia, i ma prawo być takim, a jednak widzisz sam, że cię nie znalazł niegodnym swojego szacunku...
— To prawda.. ale pani, panno Lucyno?... pani?... — jąkał Piotr Landry, z głęboką bojaźnią w spojrzeniu i w głosie.
— To co usłyszałam nie zmniejszyło mojej przychylności dla ciebie!... — odpowiedziała młoda dziewczyna — przyznają to z duszy i serca mego, byłeś więcej nieszczęśliwy niż winny, a wreszcie pokuta zmazała winę!... Mam jeszcze nadzieję, spodziewam się więcej niż kiedykolwiek, że oszczędzę ci boleści rozłączenia, któreby mi było równie bolesne jak tobie... Chodź zemną razem do pana de Villers... on ma dla ciebie, jestem tego pewna, żywe współczucie. On i ja znajdziemy sposób, wywiedzenia z błędu co do ciebie, wszystkich robotników, i skłonienia ich do zmiany postanowienia, jakie powziąść mogli opierając się na tych pozorach.
Piotr Landry chciał tylko jedynie tego, aby mu ktokolwiek dodał odwagi i obudził w nim choćby słabą nadzieję, której tak wielkie skarby, Lucyna przed oczyma jego roztoczyła... Poszedł za nią do biura, i pan de Villers zmusił się do zapomnienia na chwilę o swoich własnych kłopotach i swoich własnych niepokojach, aby się tylko zająć wyłącznie protegowanym Lucyny.