Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Andrzej próbował, uspokoić podmajstrzego, i powstrzymać potok słów obelżywych ale na próżno.
Piotr nawet nie zdawał się spostrzegać zamiarów i błagań młodego człowieka. Głos jego z początku przygłuszony, podnosił się po trochu, a w końcu mówił już głosem tak donośnym, że robotnicy, zbiegając się jeden po drugim z najdalszych części zakładu, zbliżali się po woli i formowali koło, które się z każdą chwilą bardziej zacieśniało.
Podmajstrzy kończył.
— Nigdy jednak nie jest za późno naprawić złe; to co miałem zrobić wczoraj, zrobię dziś... Jestem tu niczem, wiem o tem, ale jestem uczciwym człowiekiem, mam prawo działać jak uczciwy człowiek i działam!... Ja pana wypędzam panie Maugiron... czy słyszysz pan, i zabraniam ci przekroczyć kiedykolwiek próg tego domu!...
Maugiron, z głową podniesioną, z rękoma skrzyżowanemi na piersi, słuchał tych słów z miną najspokojniejszą. Jego wzrok utkwiony był w podmajstrzym z wyrazem jaki miewa żmija przed ugryzieniem; uśmiech sardoniczny wykrzywił jego usta.
— Wszystko to jest bardzo pięknie — rzekł tonem drwiącym — i powinienem się poddać pokornie potężnej woli pana Piotra!... Gdybym jednak tego nie zrobił?... gdybym się uparł zostać tu, mimo jego stanowczych rozkazów?... cóżby się wtedy stało?...
— To czegobyś nie zrobił z dobrej woli, zrobiłbyś pod przymusom!... — odpowiedział groźnie podmajstrzy...
— Wytłumacz się jaśniej zacny człowieku!...