Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Filip był zakłopotany.
— Dla czego dotychczas żadnej od mojej matki nie otrzymałem wiadomości? zapytywał siebie. — Co tam się dzieje w Bry-sur-Marne? — Czy Hieronim nikogo nie widział? Kochanek Genowefy, być może, nie powrócił już więcej?... W każdym razie nie może to być Raul. Moja matka przypuszczając to, myliła się widocznie.
Przyszedłszy na ulicę Assas, pan de Garennes znalazł w skrzynce list od Baronowej.
List ten oddany na pocztę w Bry-sur-Marne, przyszedł do Paryża ostatnim kuryerem wieczornym, i zawierał opis wypadków poprzedniej nocy, wystrzał, zemdlenie Genowefy, niezręczność Hieronima, dzięki której, człowiek ten wdzierający się do parku pozostał nieznany.
Kończyła donosząc, że panna do towarzystwa ma się gorzej.
— Trzeba będzie przyśpieszyć koniec... myślał Filip. — Ten nieznany kochanek jest niebezpieczny i przestrasza mnie. Jeżeli Genowefa umrze, któż może zaręczyć, że nie będzie przedsiębrał środków, aby się dowiedzieć, w jaki sposób umarła. Gdybym chociaż miał wiadomości od Juliana, działałbym bez obawy, gdyż dla kochanka Genowefy, jest ona tylko córką Vendamów... Nie może podejrzywać prawdy.
Filip położył się do łóżka, lecz myśli nie miłe długo mu zasnąć nie pozwalały.
Stan Genowefy, jak to pisała baronowa w swym liście do syna, pogorszył się, a nawet stał się niebezpiecznym.
Nie mówiąc już o skutkach trucizny zadawanej regularnie, przerażające wzruszenie, jakiego doświadczyło biedne dziewczę, w chwili kiedy się rozległ wystrzał z fuzyi Hieronima skierowany do Raula, sprowadził w całym jej organizmie ważne komplikacye.
Do wszystkich tych cierpień przyłączał się ciągły niepokój o życie pana de Challins.
— Będzie znowu starał się dostać do parku... myślała. — Aby mnie zobaczyć, narazi się na wszelkie niebezpieczeństwa.
Zwiększające się osłabienie, nie dozwalało jej jej prawie poruszać się, a tem samem nie mogła opuścić łóżka.
Pani de Garennes nie uwodziła się co do stanu Genowefy, wiedziała doskonale, że katastrofa jest bliską.


Raul de Challins przyszedłszy do pałacu Sprawiedliwości o wpół do jedenastej, zmuszony był oczekiwać kolei, a potem przez długi czas zatrzymano go w gabinecie sędziego śledczego, a więc i tego dnia również nie podobna mu było pojechać do Bry-sur-Marne.
Lecz ponieważ następnego dnia pan Galtier nie wymagał jego obecności, postanowił odwiedzić ciotkę.
W tym celu wstał wcześnie, ubrał i kazał się zawieść na dworzec Wschodni.
W drodze myślał:
— Mało mnie obchodzi, że moja ciotka nie jest uprzedzoną o mojej wizycie... Może to nie na swojem miejscu, ale o to się nie kłopoczę. — Nie mogę żyć dłużej, nie wiedząc co się dzieje z Genowefą...
Cokolwiek po jedenastej, zadzwonił do drzwi żelaznej kraty willi.
Pan i de Garennes nie wyszła jeszcze ze swego apartamentu.
Kamerdyner oznajmił jej o przybyciu wicehrabiego de Challins.
— Czy sam przyszedł? Mój syn nie towarzyszy mu? zapytała baronowa.
— Nie pani.
— To dobrze. Poproś pana de Challins do salonu i powiedz mu, że zaraz będę mu służyć.
Służący wyszedł.
Kończąc ubierać się pani de Garennes, zadawała sobie następujące pytania:
— Po co on przyszedł? Co może mieć do powiedzenia?
Jak tylko ukończyła tualetę, natychmiast zeszła.
Raul, zbyt wpojone miał poczucie przyzwoitości, aby wypytywać lokaja o pannę do towarzystwa swej ciotki, lecz przez okna salonu patrzał się na ów dodatkowy budynek, w którym znajdował się pokój Genowefy, i widząc żaluzye na wpół zamknięte, dziwił się i trwożył.
Kiedy weszła do salonu pani de Garennes, szybko do niej się zbliżył.
— Kochana ciotko, rzekł, ściskając ją za ręce, przebaczysz mi nieprawdaż, żem przyszedł tak rano nie uprzedziwszy cię? Pragnąłem zobaczyć cię, moja ciotko jak może być najprędzej, a listowne porozumienie zbyt by oddaliło nasze widzenie; — o wiele dłużej, aniżelibym tego pragnął.
— Moje kochane dziecko, mam cię zupełnie za wytłómaczonego. Uprzedzona czy nie, zawsze jestem szczęśliwa widząc ciebie... Więc masz mi coś powiedzieć, tak bardzo dla ciebie interesującego, a tem samem naturalnie i dla mnie?
— Chciałem ci, moja ciotko, opowiedzieć to wszystko, co się stało od dwóch dni w pałacu Sprawiedliwości.
— Dotyczącego twojej sprawy?
— Tak jest.
— Mów, moje dziecię... Słuchać cię będę z uwagą i zajęciem, o jakiem zapewne nie wątpisz.
Raul opowiedział nową fazę dodatkowego śledztwa.
— A więc wszystko idzie wybornie... rzekła baronowa... Musisz być zadowolony?
— Jestem zadowolony rzeczywiście.
— Czy mówiłeś Filipow i o swojem przyjeździe do mnie?
— Nie, moja ciotko.
— Dla czego?
— Bardzo późno wyszedłem z pałacu Sprawiedliwości, a wczoraj wieczór nie widziałem Filipa.
— Zostaniesz u mnie na śniadaniu?
— I owszem, bardzo będę szczęśliwy, mogąc pozostać przy tobie dłużej, moja ciotko...
— Będziemy mogli podczas śniadania pogadać o twoich interesach, nikt nie przerwie naszego sam na sam...
Aż do tej chwili pan de Challins nie śmiał zapytać o Genowefę.
Frazes wypowiedziany przez panią de Garennes, który zresztą nie miłe uczynił na nim wrażenie, dozwolił mu dotknąć tego delikatnego przedmiotu.
— Więc panna Genowefa jest gorzej? zapytał niepewnym głosem.
— Tak, biedne dziecko, nie może opuścić łóżka.