Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po skończeniu, pani de Garennes rzekła do swej panny do towarzystwa:
— Teraz moje dziecię idź odpocząć i staraj się zasnąć... Jak przejdzie wielki upał, pójdziemy przejechać się po Marnie.
— Dobrze pani.
Genowefa wyszła.
— Jakto, mówił sobie, czyż nie będę mógł porozmawiać z nią na osobności choćby przez chwilę! ani nawet uścinąć ją za rękę i pokryjomu wsunąć mój list! Muszę znaleść jak i sposób.
— Otóż jesteśmy sami, — rzekła baronowa — mów więc mój kochany siostrzeńcze, — słucham...
Podczas opowiadania Raula, drżała.
Myśl o niebezpieczeństwach, na które Filip narażał się z takiem zuchwalstwem, mroziła krew w jej żyłach.
— Wiesz więc wszystko moja ciotko. — Cóż myślisz o sytuacyi? — zapytał pan de Challins skończywszy.
— Myślę tak jak i ty, że jest ona wyborną. — Trochę cierpliwości, a cel swój osiągniesz... Czy będą przeprowadzać dodatkowe śledztwo?
— Koniecznie! odrzekł Filip, jest to nieuniknione...
— Ale — odrzekła pani de Garennes, jeżeli pomimo to wszystko, nie uda się odkryć potwarców?
— To niemożliwe!!
— Przypuśćmy jednakże, że tak... Cóż się wtedy stanie?
— Decyzya uwalniająca z powodu braku czynu kary godnego, wydaną zostanie na korzyść mego kuzyna, o tem wątpić nie można.
— Ale ja chcę być sądzonym! zawołał Raul. — Oskarżenie i aresztowanie wiadome było całemu światu, chcę ażeby usprawiedliwienie podobny miało rozgłos...
— Pragnę tego zarówno jak i ty, ale sędziowie działają według siebie, i jeżeli izba oskarżająca pewną będzie twej niewinności, nie odda cię pod sąd przysięgłych, — rzekł adwokat.
— Uznanie brak u czynu karygodnego, nie dorównywa rehabilitacyi.
— Jestem tego samego zdania, a jednak, jeżeli decyzya taka zapadnie, trzeba będzie na niej poprzestać, w brak u czegoś lepszego...
Filip pragnął jak najprędzej zakończyć rozmowę w tym przedmiocie.
Wstał z krzesła i rzekł:
— Czy nie pokażesz matko, twej własności Raulowi. — Przyjechał tu, jak się zdaje, poraź pierwszy.
— Istotnie; odrzekła pani de Garennes, będę mu służyć za cicerone.
Obejrzenie to zaproponowane przez Filipa, bardzo było na rękę Raulowi.
Aby umożebnić wykonanie powziętego planu, potrzebował poznać rozkład domu i wszystkiego co do niego należy.
— Zacznijmy od wnętrza domu... rzekła baronowa.
I przeprowadziła Raula przez rozmaite pokoje stanowiące główny korpus mieszkania.
Wszedłszy na pierwsze piętro do pewnego rorodzaju przedpokoju, w którym znajdowały się drzwi prowadzące do oszklonego korytarza, otworzyła te drzwi i rzekła:
— Oto jest pasaż łączący willę z pawilonem w którym mieszka Genowefa.
— A więc, zauważył Raul, Genowefa chcąc wyjść ze swego pokoju, musi przechodzić przez twój apartament ciotko?
— Nie, bynajmniej. Pawilon ma drzwi na dole wychodzące do parku. Pokażę ci je zaraz od zewnątrz, gdyż Genowefa, śpi zapewne, nie możemy więc wchodzić do jej pokoju.
Poczem baronowa zamknęła drzwi oszklonego korytarza.
Po obejrzeniu głównego korpusu domu, zeszli do ogrodu.
Raul zwrócił oczy na dodatkowy budynek.
— Więc to jest pawilon zajmowany przez pannę do towarzystwa? zapytał.
— Tak, jest bardzo wygodny, pozwalający osobie w nim mieszkającej być całkiem niezależną... Może wchodzić i wychodzić ile razy jej się podoba. Na teraz biedne dziecię nie może wcale korzystać z tej dogodności.
Czoło młodego człowieka zmarszczyło się, i rzekł:
— Czy wiesz moja ciotko, że panna Genowefa zmieniła się w sposób przerażający, od czasu waszego wyjazdu z Paryża!
— Rzeczywiście! — dodał Filip. — Myślę moja matko, że twoja panna do towarzystwa ma bardzo wątły organizm.
— Takiem jest zdanie doktora, odrzekła pani de Garennes. — Choroba ta objawiła się w sposób dziw nie nagły i gwałtowny... Byłam bardzo niespokojna, przyznaję... pomimo zapewnień doktora Loubet, i dodać muszę, że niepokoju tego nie pozbyłam się dotychczas.
Raul doświadczył bolesnego uczucia, jak gdyby stalowe ostrze przeszyło mu piersi.
Jednakże zapanował nad wzruszeniem i zapytał prawie pewnym głosem:
— Myślisz więc, moja ciotko, że niebezpieczeństwo istnieje.
Spojrzenie Filipa podyktowało baronowej odpowiedź.
— Chciałabym nie myśleć tak... ale obawiam się.
— Jakiegoż lekarza wezwaliście?
— Doktora Loubet, człowieka pełnego nauki i doświadczenia... Lekarz to wielkiego talentu, a przytem z sercem.
— Ostatecznie czy macie do niego zaufanie.
— Najzupełniejsze... Tak jak wszyscy w Bry-sur-Marne i całej okolicy.
— Nie trzeba się niepokoić bez przyczyny i widzieć wszystkiego w czarnych kolorach, rzekł Filip. Czy doktór Loubet obiecuje wyleczyć pannę Genowefę?
— Obiecuje to stanowczo.
— W takim razie jestem całkowicie uspokojony. Doktór nie może zobowiązywać tak lekkomyślnie...
Podczas gdy zamieniano te słowa, zwolna oddalono się od domu.
Weszli do parku, pani de Garennes chciała pokazać odwieczne drzewa swemu siostrzeńcowi. Lecz Raul nie był w stanie okazać zachwytu.