Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I również wzdychają.
Drażni to Kozłowskiego. Jego żywy temperament nie znosi wszelkiej płaczliwości.
— Cóż to? — woła głosem rzeźkim, z ławki się zrywając — czyśmy tu przyszli na rekolekcyę? — czy to jutro koniec świata?...
— Nie, ale dzień ważny...
— Opuszczamy szkołę na zawsze...
— Rozstajemy się — może już się więcej nie zobaczymy...
— Ha, — wykrzykuje Kozioł — jeśli to wam humory zakwasza, można temu zaradzić.
— Jak?
— Zostańcie wszyscy na drugi rok w piątej klasie!
Za dobrą radę Kozioł dostaje w głowę ogryzłem jabłka.
Po krótkiem zamieszaniu zabiera głos najpoważniejszy w tem gronie — Osowski.
— Zebraliśmy się tu — mówi — ażeby opowiedzieć sobie wzajemnie: co każdy z nas zamierza czynić po otrzymaniu patentu. Trzeba więc, żeby Kozły przestały brykać, i żeby zrobiło się trochę spokojniej.
— Racya. Niech Kozioł schowa rogi.
— Będziemy mówili kolejno, jak siedzimy.
— Osa! zaczynaj od siebie.
Osowski przesuwa rękę po czole.
— Znacie mnie dobrze — przemawia głosem smutnym. — Wiecie, że rwę się do nauki, jak —