Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, przestano palić tytuń, grać w karty i pić zaprawiony melasą »likierek«. Profesor Salamonowicz był w rozpaczy, nie mogąc, mimo potrojonej czujności, zwietrzyć nic takiego, co-by w »Księdze wizyt« jako malam notam można było zapisać.
Przykład zwierzchnika oddziałał na podwładnych. Zmieniło się do gruntu postępowanie nauczycieli z uczniami. I ten stosunek, dawniej jakby obustronną niechęcią zaznaczony, stał się teraz przyjemnym, gładkim, na miłości i zaufaniu opartym.
Przedewszystkiem znikła z katedry trzcina profesora Luceńskiego, zajmując o wiele właściwsze dla siebie miejsce: w kącie przy piecu. Dzięki temu, na lekcyach francuskiego ustały owe grzmoty, przerażające tak bardzo nerwowych chłopców, że się od nich często rozchorowywali.
Profesor Izdebski po dawnemu wprawdzie wysuwał rozczapierzone palce w kierunku czupryn uczniowskich, najczęściej wszakże cofał je, włosów nie tknąwszy. Zaniechał też dawnego zwyczaju wybijania »końcówek« — pięścią na plecach.
Energiczne tytuły: »oszol«, »barrran«, »wól«, którymi tak hojnie szafował profesor Effenberger, zostały przezeń zastąpione łagodniejszymi: »szpicbub«, »len« (leń) i »szpik« (żbik). Nierzadko też on teraz urozmaicał nudne lekcye niemczyzny opowiadaniami o pieszych, pełnych przygód wycieczkach, które odbywał w młodości do Szwarcwal-