Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwila? gdybym był przynajmniej wiedział jak rzeczy stoją na prawdę!
— To i cóż byłbyś uczynił? — zapytał stary hrabia, czepiając się w ostateczności nawet pomysłów syna.
Wilhelm zatrzymał się naprzeciw ojca.
— Byłbym raz na zawsze pozbawił go możności szkodzenia! — wyrzekł cicho, dobitnie, a oczy jego zabłysły złowrogo, uwydatniając podobieństwo do drapieżnego ptaka, które w danych chwilach przebijało się w jego rysach, i dodał ciszej jeszcze — jak to dzisiaj uczynić muszę.
Hrabia Feliks wzruszył ramionami. Nie przeraziła go myśl syna aż nadto jawna dla niego, ale bezskuteczność tego środka.
— Czy sądzisz? — zapytał nadając niektórym wyrazom przycisk szczególny — czy sądzisz, że gdyby Kiljanowi wydarzyło się jakie nieszczęście, nie oskarżonoby nas o nie? Wszak my jedni skorzystalibyśmy z podobnego wypadku.
— Wiem o tem, a jednak pozostaje nam tylko ta ostateczność. Trzeba bronić się przed doraźnem niebezpieczeństwem. Dzisiaj niema już wyboru, dzięki twojej zbytniej przezorności.
— Więc myślisz żem nie probował i tego nawet — wyrzekł starzec, niby usprawiedliwiając się tem przed synem, iż nie zaniedbał żadnej zbrodni.