Strona:PL Waleria Marrené-Kazimierz Brodziński-studyum.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do jego wychowania, opowiadając o cudzych krajach i przygodach swoich, bo poetyczny umysł dziecka rozprzestrzeniał się temi powieściami czerpał w nich podnietę do awanturniczych pragnień, a jakkolwiek te nie miały nigdy ziścić się w życiu przecież wpłynęły na rozbudzenie wyobraźni.
Na inną naturę podobne wychowanie mogło wprost przeciwnie podziałać.
Było to jednak właściwością Brodzińskiego iż zbierał zewsząd korzyści, jak pszczoła miód z ziół trujących, a wrogie okoliczności wśród których wzrastał, zamiast szkody, przynosiły mu pożytek.
Oddany do szkół do Tarnowa, utracił i te wiejskie uciechy, co miały dla niego jak sam pisze słodycz niewymowną. Dola jego w mieście pogorszyła się gdyż rozstał się z wiejskiemi przyjaciołami, a pod względem nauki, nic wcale nie skorzystał, nauki bowiem słabo pojętę, wykładane były w ówczesnych galicyjskich szkołach w języku niemieckim, którego biedny Kazimierz, nie znał wcale, i zasadzały się głównie i jedynie na łacinie, słowem pożytek z tej pseudonauki był żaden.
Na stancyach gdzie był umieszczany, wraz ze starszym bratem Andrzejem znosił tysiączne przykrości a co gorsza miał przed oczyma nieraz bardzo złe przykłady, jak to sam opisuje. Głód, zimno, haniebne obchodzenie się osób które winne mu były opiekę, stanowią jedne z najsmutniejszych kart jego życia, jakkolwiek smutnych pomiędzy niemi nie brakowało.
Jednak nie nad temi przykrościami najbardziej bolał Kazimierz, gorzej od smutnej doli martwił go brak istotnej nauki, a nadewszystko brak polskich książek, których pożądał z całą siłą budzącego się talentu. Książek jednak takich nie wolno było uczniom czytać nawet po za szkołą, zakaz ten prawdopodobnie wpływał na rozbudzenie zamiłowania i pragnienia tego co było owo wzbronionem.
Profesorowie nie przychodzili wcale w pomoc uczniom, bo jak sam opowiadał Brodziński, jeden z nich nazwiskiem Klimaszewski, któremu zwierzył się ze swojem pragnieniem, dowodził mu że nie ma wcale polskich książek godnych czytania, i za jedyny wzór mu podawał najsłabszą i wcale dla młodzieży niestosowną pracę Wacława Potockiego pod tytułem: Jowialitates albo Żarty i fraszki.
Pomimo tak niefortunnych wskazuwek pomimo wychowania skierowanego zda się ku stępieniu władz umysłowych, i wszelkich szlachetnych porywów, Kazimierz zwracał się do poezyi