Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzępy marzeń i obrazów niepochwytnych, w odrętwienie upalne.
Nie chciało mu się otworzyć oczu, ktoś nawet mówił do niego, ale nie wiedział, czy to nie sen, myśli snuły się leniwie, strzępami, jak niepochwytne, pajęcze nici, a całego przejmowała dziwna apatja i takie znużenie, że zapomniał o wszystkiem, ale gdy wreszcie powstał, w sali już nie było nikogo.
Dochodziła czwarta.
Pierwszy wiatr, jeszcze słaby i upalny powiał z morza.
Słońce leżało na olbrzymiej, rudawej chmurze.
Przypływ zaczynał się już na dobre.
Ocean poszarpał słoneczną, cichą maskę, leżał teraz jak zielonawe, nieobjęte pole, i kołysał się leniwie; szum cichy, jednostajny płynął z głębin z pod wysokiego i czarniawego horyzontu, niby rozproszone stado owiec, wychylały się białawe grzywy fal, szło ich coraz więcej, bieliły się zewsząd, wstawały wszędzie, podnosiły się na każdem miejscu, zwierały się w rozdrgane ławice, w nieprzeliczone chmury i szły coraz prędzej, prędzej, prędzej.
O wybrzeże biły coraz dłuższe i mocniejsze fale, rzucały się z gruchotem na ostre żwiry, z sykiem szorowały białemi jęzorami po sypkich, rozpalonych piachach, przeskakiwały głazy, rzucając się postrzępionemi, spienionemi wargami na wyschłe łożysko i marły wyczerpane, ale już za niemi