Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Marzyciel Szkic powieściowy.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 193 —

ne bez miłosierdzia. Ale czy można wyżyć z rodziną za czterdzieści rubli miesięcznie?…
Mieszka u Soczka, na dole, znamy się z widzenia; przyszedł do kasy, jak z krzyża zdjęty, i płakał… Boi się, że go wyrzucą i pójdzie na dziady! Straszna rzecz patrzeć na płaczącego mężczyznę! Przyleciała jego żona i z rykiem tarzała się u nóg zawiadowcy. Obiecał znaleźć jakieś łagodzące okoliczności! Poco szukać wykrętów? Służy trzydzieści lat, ma sześcioro dzieci, ciągłe areszty na pensji, a nędza żre go przez całe życie!
Oto obraz kolejarskiego żywota! Lepiej się nad tem nie zastanawiać!
Ledwie skończyło się z konduktorem, zrobiła się heca z Rózią; ekspedytorowa musiała ją wyrzucić, ale dziewczyna wzięła na kieł i, rozpuściwszy język, nawymyślała jemu od złodziejów, jej jeszcze gorzej, aż ekspedytor wyleciał z kijem i groził żandarmami. Rózia się nie ulękła, ale zaczęła na całe gardło pomstować, rozpowiadając z płaczem, jak to było, że wieszała bieliznę, że chciała nawet krzyczeć, ale ją zaczął bić…
Prawie cała stacja słuchała tych szczegółów, a mój bagażowy krzyknął:
— Baj, baju, będziesz w raju! Wiadomo — jak suczka nie da, to piesek nie weźmie.
Dostał zato przez łeb czemś twardem, a że nie pozostał dłużnym, zrobiła się jeszcze większa i głośniejsza awantura.