Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 01.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 271 —

musisz znać nazwisko: Głogowski, komedjopisarz i nowelista.
— Głogowski!... czekaj! Był w Paryżu przed pięciu laty?
— Doprawdy, że nie wiem, bo to człowiek który jeśli mówi, to zwykle nie o sobie.
— Blondyn, ostre rysy, wichrowata czupryna, temperament ogromny!... Tak, pamiętam, i wtedy już pisał dramaty, bo graliśmy na Mont Parnasse jego jednoaktówkę, w której miał sam grać jedną z ról, ale w ostatniej chwili, zamiast wejść na scenę, uciekł z teatru z tremy. Później się tłumaczył, że sztuka jest tak podła, iż go mogła publiczność zasypać kaloszami i obwiesić za idjotyzm.
— To ten sam, byłam przy wystawieniu jego sztuki w Warszawie, wygadywał podobnie.
— Więc jest u Stabrowskich? Musimy odnowić znajomość. Znasz go dawno?
— Kilka miesięcy temu poznałam go w teatrze, nawet grałam małą rolkę w jego sztuce.
— Gdzie w teatrze? Na amatorskiej scenie?
— Nie, na prawdziwej scenie, chociaż ogródkowej.
— Ty występowałaś? Ty? Ależ to niemożebne.
— Tak, byłam aktorką przez kilka miesięcy.
— Ależ to niespodzianka dla mnie! Nie, uwierzyć nie mogę; jakto, ojciec ci pozwolił iść na scenę?
— Sama sobie pozwoliłam, niestety.
— I miałaś tyle odwagi? i siły tyle?