W pustce, z daleka od gwaru i ludzi,
Na swym straconym szczycie
Byłem jak więzień, co się próżno trudzi,
By przetrwać życie. 25
W tej pustce, niby w zamierzchu kościoła,
Z duszą na poły umarłą,
Tkałem klęskę swą, nie wierząc zgoła,
By słońce tu dotarło.
Dumałem, że w mej pustelnej kolebie 30
Jeszcze się bardziej zmroczy —
A odkąd, o Słoneczna, zobaczyłem Ciebie,
Pełne mam światła oczy.
Dzięki Ci, Pani, za cud, za zjawienie
I za to, że Ci ta kraina miłą, 35
I za to, że prawdą jest owo marzenie,
Które się duszy mej śniło.
Dzięki za Piękno, rzadkie, osobliwe,
Jawione przymioty Twemi —
Serce już samą tą myślą szczęśliwe, 40
Iż jesteś na tej ziemi.
P. S.
Madonno!
Przebacz słowa otwarte jak dzieci;
Tchnęła je serca spowiedna potrzeba.
Zlecam ten list wiatrowi — niech leci — 45
Bez wiary, iż dojdzie rąk Twych —
— jak do nieba.