Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za to wisieć przyjdzie, i na Króla Jegomości też popłakiwał, że ano łaskaw nań był, a nie uczynił według obiecania swego.
Pocieszałem go, ile mogłem, za przykład mu to stawiąc, jako Bóg nie opuścił go w niewoli i mnie, ubogiego wyrostka, za narzędzie sobie wziął, aby mu łaskę swoją pokazać, a jam bez grosza, bez nauki, bez doświadczenia, przecie do niego na dalekie morze trafił i do ojczyzny go przywiódł.
— Bodaj bym był marnie zginął między poganami — narzekał mój ojciec — aniżelim na to miał trafić, co na mnie tu między swoimi, w kraju chrześcijańskim, teraz przypadło, bo tam nie gorsi ludzie są aniżeli tu, i wolę ja niewiernego Turczyna aniżeli takiego podstarościego albo hajduka, bo oni tam chrześcijan za bydło mają, to prawda jest, ale sobie samym sprawiedliwość czynią i krzywdy takiej Turczyn Turczynowi nie zrobi, jako mnie zrobiono. Ale żebym ja głowę miał dać pod miecz katowski, to przecie bez pomsty tego nie puszczę; wolę ja to, aniżeli o żebranym chlebie po wsiach chodzić albo pod farą samborską rękę do ludzi wyciągać!
Przez całą drogę ojciec mój tak trapił się i narzekał, żem w końcu i ja, com się po takich ciężkich przygodach tylko radować był powinien, markotny się zrobił i świat mi już nie był taki wesoły, jako mi się jeszcze wczoraj zdawał.
W Złoczowie przypadł nam popas, całą dobę tu zostać mieliśmy. Jakom zawsze był ciekaw, zaraz po robocie około koni wybiegłem do miasta, gapiąc się na wszystko, co było do widzenia, choć tego krom sa-