Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic, nic, panno Eugenjo! Dziękuję za wszystko, dziękuję — rzekł August, wycierając kamizelkę.
— Proszę! Zechce pan spocząć!
Gdy usiedli, Eugenja ciągnęła dalej:
— Spodziewałam się pańskiej wizyty w tych uniach i poleciłam służącej, aby mnie zawiadomiła, gdy pan przyjdzie, nawet gdyby się to stało podczas nieobecności moich wujostwa, którzy przed południem zwykle wychodzą.
Pragnęłam się rozmówić z panem w cztery oczy, bez świadków.
— Och, Eugenjo, Eugenjo!
— Ach, jakiż pan jest afektowany! Nie sądziłam, że pan weźmie to wszystko tak bardzo do serca, don Auguście!... Przeraził mnie pan, gdy tutaj weszłam. Wyglądał pan, jak trup.
— Byłem raczej trupem, niż żywym człowiekiem!
— Musimy wyjaśnić całą sprawę! — Eugenjo — zawołał biedny August i wyciągnął rękę, którą natychmiast ze strachem cofnął.
— Patrząc na pana, widzę, że pan nie jest jeszcze w normalnym stanie. Może więc odłożymy na później naszą przyjacielską rozmowę? I Eugenja wzięła Augusta za rękę, aby zbadać jego puls. Puls walił, jaK szalony. August był czerwony, jak burak. Znikły oczy Eugenji, nie widział już nic, nic, tylko mgłę, czerwono-purpurową mgłę. Zdawało mu się, że lada chwila straci przytomność.
— Proszę mieć litość nademną, Eugenjo... proszę mieć litość nademną.
— Niech się pan uspokoi, don Auguście!
— A więc — proszę mi pozwolić!... i wziął w swe ręce tę zimną, śnieżno-białą dłoń z wysmukłemi palcami, stworzonemi do pieszczenia klawiszy.