Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kła stróżowa do Masłowej, rozumiejąc przez wyraz on Niechludowa.
— Powiem. On dla mnie zrobi wszystko — uśmiechając się i potrząsając głową rzekła Masłowa.
— Kiedy on tam przyjdzie! a oni teraz po nich poszli — rzekła Teodozya. — Strach co takiego!
— Ja raz widziałam, jak bili chłopa w areszcie gminnym. Do starszyny ojciec mnie posłał... I rozpoczęła stróżowa opowiadać długą historyę.
Opowiadanie przerwał odgłos kroków i zmieszane głosy w górnym korytarzu.
— Powlokły ich czorty — rzekła Choroszawka. — Zamordują ich teraz. Rozbestwieni na niego dozorcy, bo im nie ustępował w niczem.
Ucichło wszystko. Stróżycha skończyła swoją historyę, Choroszawka opowiedziała, jak Szczegłowa nahajami bili, a on pary z ust nie puścił.
Nadzorczym wezwała Masłową do kogoś, co przyszedł ją odwiedzić.
— Powiedz koniecznie o nas — mówiła stara Menszowa. — Myśmy nie podpalili, tylko on sam złodziej. Parobek widział. Powiedz mu, żeby się z Dymitrem zobaczył, to mu wszystko opowie jak było. Zapakowali do kryminału, a myśmy i żywego ducha nie widzieli, tylko on teraz złodziej natrząsa się z nas i z cudzą żoną w karczmie się bałamuci.
— W tem niema ani prawności, ani porządku — dodała Korablewa.
— Powiem, bez zawodu powiem — odrzekła Masłowa. — A możeby wypić jeszcze dla rezonu — rzekła, mrugnąwszy okiem.
Korablewa nalała pól kieliszka. Masłowa