Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przed nim w niezamkniętych drzwiach, blada, jak płótno i jakby znieruchomiona.
— Pani?! — powtórzył po chwili. — Pani?
— Tak, ja.
Wtenczas Rdzawicz podszedł ku niej, wziął ją za rękę, przymknął drzwi i wprowadził ją na środek pracowni.
— Panno Elu, czy pani wie, co pani zrobiła? — spytał, ochłaniając ze zdumienia.
— Wiem.
— Po co pani przyszła?
Na bladą, prawie białą twarz Eli Rosieńskiej wystąpił szkarłatny rumieniec. Zachwiała się trochę, wetchnęła silniej powietrze i odpowiedziała:
— Powinnam była przyjść.
Rdzawicz zrozumiał, ścisnęło mu się gardło, zamroczyło w oczach i runął do stóp Eli, opierając usta na jej trzewikach. Była to dalsza fala tej miłości kobiecej, która jest tak ogromna, że przygniata i zgina, ogarnia jak morze, zalewa, pochłania, grunt podmywa z pod nóg, topi i porywa, rozkiełzana, paląca, szalona, a święta... I całował małe trzewiki Eli, czując, że się w nim wszystko zamienia w jednę olbrzymią łzę żalu, bólu i wzruszenia. Nagle na ramionach swoich uczuł ręce Eli, które usiłowały go podnieść z ziemi i usłyszał jej cichy, ale wyraźny głos:
— Niech pan wstanie.
I drobne jej ręce dźwignęły go, jakby miały w sobie siłę elementu; Rdzawicz nie czuł, że to nie one go dźwignęły, ale on sam przylgnął do nich ramionami, za-