Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to mu się mówiło: pocóżeś tu przyszedł, mój kochany? Księżnie Zasławskiej wymalował ślicznie szczygła na szybie i za to dostał właśnie od niej spinki, które miał przy mankietach.
Czwarty wreście, który i pomagał w ugrupowaniu obrazu i sam w nim brał udział, jako markiz, był także Rdzawiczowi znajomy; był to młody, wielki pan, bardzo blady, w specyalnie za szerokim kołnierzu, z umyślnie zawsze półodwiązaną krawatą i włosami, przyczesanymi na nieład nad czołem, »poeta«, który »nie dbał o to, żeby był znany«, wiecznie z Mussetem w kieszeni i z czarnym pierścionkiem z dyamentem na palcu, któremu nie można było zrobić większej przyjemności, jak stosując do niego z Rolli: Jacques était, grand, loyal, intrepide et superbe, i który damom wpisywał na wachlarzach: j’aime et pour un baiser je donne mon génie, albo ...le bonheur suprème, aprés qu’on a vaincu, c’est d’avoir désarmé — w sztambuchy zaś całą piątą strofę z Namouny. Panie z arystokracyi, swoje kuzynki i znajome trochę nudził, ale marzyły o nim mussecistki z »inteligencyi«, zwłaszcza te, które miały tylko dobre chęci być »vaincues«.
— A tom się dostał w kompanię! — myślał Rdzawicz, któremu nie pozostało nic innego, jak tylko wraz z tymi czterema panami zająć się ustawianiem menueta na estradzie za zapuszczoną kurtyną. Zauważył też, że wcale nie jest tu traktowany jak artysta, ale jak perukarz, tapicer, szewc, krawiec, szwaczka i metr tańca. Był tak zły, że kiedy go pani Posianowska nudziła o to, aby ją ustawił bliżej księżny Zasławskiej, powiedział jej, że