Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On musi być bardzo arystokratycznie spokrewniony?
— O, bardzo, najwyżej, jak można. Niemożliwe rzeczy opowiada o swoich kuzynach. Oni mu się też odwdzięczają.
— Bogaty jest?
— Tatko, którego prosił o nadzór nad administracyą majątku, powiada, że ma dwa miliony.
— I to bardzo interesujący człowiek i sympatyczny.
— Bardzo.
— O ile wiem, on rzadko kiedy wydaje swoje kompozycye, ale podobno są śliczne. Przytem podobno ślicznie gra.
— Cudownie. Niczyja muzyka nie robi na mnie takiego wrażenia.
— Pani jest muzykalna?
— O, tak, my obie z Rózią gramy i śpiewamy. Ile razy pan Leon przyjedzie z zagranicy, odkąd jestem w domu, biorę od niego lekcye. Od niego można w godzinę więcej skorzystać, niż od najlepszych metrów przez całe miesiące. A to dlatego, że kiedy on gra, to jakby mu dusza spływała przez palce w fortepian.
— Przerwic-by pani pozazdrościł — rzekł Rdzawicz, zniżając mimowoli głos, jak kiedy się chce powiedzieć coś przykrego, ale w tejże chwili człowiek zawaha się, czy trzeba i czy można.
— Czego? — spytała nie oryentując się panna Rosieńska.
Rdzawicz chciał odpowiedzieć podobnym tonem,