Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kotar i w jasnym blasku świec, głową na poduszce, leżał udrapowany w ślubny welon szkielet kobiecy, z szyderczym wyrazem kościanych szczęk i ciemnych oczodołów. Jedną rękę miał kokieteryjnie podłożoną pod twarz, drugą rzuconą na kołdrę; nogi ginęły w cieniu.
Wrażenie było tak silne i tak niespodziewane, że Przerwicowie i pani Bisza stali bez słowa; Rdzawicz, z ręką opartą na ramie płótna, mając w swoich stalowych oczach coś orlego, podobny był w tej chwili do muzyka, który wsłuchuje się w ostatni ton swej symfonii, gdy słuchacze oniemieli z podziwu, ust jeszcze otworzyć do krzyku, ani rąk złożyć do brawa nie mogą i nie śmieją.
— Cudowne — szepnęła nakoniec pani Bisza.
— Straszne — powtórzyła również szeptem pani Laura.
Przerwic milczał, a Tężel promienisty, jak Apollo delficki, wodził kolejno po twarzach obecnych z miną tryumfującego Cezara.
— Ten obraz ma tytuł »Opuszczenie« — rzekł Rdzawicz. — Czy on się tłómaczy? Boję się, że jest zanadto literacki? Czy nie?
— Co gadasz?! — krzyknął Tężel zaperzony. — Tłómaczy się jak wół!
— Więc jak pani sobie to tłómaczy, pani Loro? — spytał Rdzawicz.
— Że ta kobieta opuściła człowieka, który ją kochał do szaleństwa, a zamiast niej, pozostała mu... nie umiem tego nazwać, może symbol opuszczenia przez nią?...
— Tak, tak — rzekł Rdzawicz nerwowo — szy-