Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kiedy się orszak zbliżał do tego ołtarza, zamilkły tuby i ustał lament płaczek. Trzy razy okrążyły go rydwany, wiozące przodków narodu rzymskiego; trzy razy schyliło wojsko miecze przed zwłokami zabitych pogan.
Wśród głębokiego milczenia tłumu wznieśli młodzi rycerze mary na stos i ułożyli nieboszczyków twarzami ku Wschodowi. Najstarsza z westalek pokropiła ciała wodą ze źródła Egeryi, a niewolnicy Symmacha i Flawiana sypali i lali na nie dopóty mirę, aloes, szafran, balsam jerychoński i różne inne kwiaty i olejki Arabii, Cylicyi i Indyi, dopóki zwłoki nie znikły pod kadzidłami.
Nawet słynny w historyi Rzymu pogrzeb Sulli nie widział tyle wonności.
Teraz wstąpił Symmachus po wschodach na szczyt ołtarza i wyciągnął ręce w stronę Kapitolu.
Nad zebranym ludem powiała znów taka cisza, że słychać było wyraźnie głuchy szum fal Tybru, łamiących się o filary mostu Aelijskiego.
— Jowiszu, opiekunie świętej Romy — wołał konsul — spojrz okiem łaskawem na wierne dzieci twoje! Wszakże składamy ci w ofierze naszą własną krew, przelaną dla twojej chwały. Za miłość, która płynie z serc naszych do twojego grodu niebieskiego, wróć nam dawną cnotę i moc, aby twoje gromy i błyskawice straszyły po wszystkie czasy złość demonów Wschodu i Północy. Wysłuchaj nas, ojcze bogów, wysłuchaj, wysłuchaj!
— Wysłuchaj! — powtórzyły za konsulem płaczki, targając na sobie suknie.