Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem w darze od imperatora Werusa, wyślesz dziś na noc na drogę Flamińską, na drugą stacyę pocztową. Woźnicom przykaż, by nie szczędzili koniom owsa i nie wydalali się ze stajni.
Herman pochylił głowę.
— W portyku Agryppy — mówił Serwiusz dalej — kupisz dwa ciepłe ubrania niewieście i płaszcze z kapturami. Niech usta twoje milczą przez cały dzień, a uszy będą otwarte.
— Stanie się według waszego rozkazu, panie — mruknął Herman i oddalił się ulicą Świętą.
— A teraz jeszcze jedna, ostatnia próba — wyrzekł Serwiusz do siebie.
Poprawił fałd togi i udał się na Palatyn.
Szedł do Marka Aureliusza prosić go o łaskę dla Tusneldy i Mucyi, wiedział bowiem, że Publiusz nie uchyli głowy przed imperatorem.
Szedł nie do cesarza, lecz do filozofa i człowieka, którego dobroć znały wszystkie ludy, hołdujące Rzymowi. Dziecka nie skrzywdził ten mędrzec w koronie, ubogimi się opiekował, dla niewolników nawet miał serce litościwe.
Jeżeli kto, to zrozumie on, szlachetny stoik, boleść narzeczonego i zmiłuje się nad jego nieszczęściem. Zdejmie niezawodnie z Tusneldy wyrok pretora, a i Mucyi przebaczy dla zasług Publiusza.
Serwiusz wierzył w skutek swojej prośby.
W przedsionku pałacu cesarskiego powiedziano mu, że Marek Aureliusz przyjmuje tylko w rannych godzinach; ale nie zraził się odmową podkomorzych.