Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz spostrzegł Serwiusz naokoło siebie uśmiechy dwuznaczne. Nie domyśiał się powodu zajęcia, jakie wzbudził, ale wiedział, że szepty odnoszą się do niego.
— Jeśli tylko zechcesz, możesz się w Rzymie dobrze zabawić — mówił Publiusz. — Zauważyła cię Faustyna.
— Kto taki? — pytał Germanin.
— Imperatorowa Faustyna, małżonka boskiego Marka Aureliusza.
— I cóż ztąd?
Jeszcze Publiusz nie zdążył odpowiedzieć, kiedy się do niego zbliżyło kilku senatorów. Witali się z nim serdecznie, a potem prosili go, aby ich zapoznał z Serwiuszem.
Prefekt germański ujrzał się nagle otoczony przez najwyższych dygnitarzy Rzymu. Doradcy cezarów, prefekci i pretorowie zasypywali go uprzejmemi słowami, starając się widocznie o jego względy. Ofiarowywali mu swoje usługi, a dowiedziawszy się o bezprawiu, które go sprowadziło do stolicy, obiecywali mu pomoc i wymiar sprawiedliwości.
Dwóch ludzi przypatrywało się tej sccnie uważnie.
Imperator Lucyusz Werus, rozłożony wygodnie na poduszkach łoży, zmrużył powieki, wydął dolną wargę i uśmiechał się szydersko. Tyle pogardy rozlało się na jego bladej, wyniszczonej twarzy, że sączyła się ona z każdego rysu.
Poborca Fabiusz zmarszczył brwi i targał brodę nerwowym ruchem ręki. Nagle powstał z siedzenia i opuścił teatr, rzuciwszy Markowi, który