Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakie milczenie w górnym gwiazd szeregu!
Rzekłbyś: Kochanek do Lubej się skrada.—
Śpiesz, śpiesz, Ellido! do świętego brzegu! —
Pędź ją, pędź żywo, falo modrośniada! —
Tam błogie bóstwa przemieszkują ninie —
Tam gaj Baldera dokoła ocienia
I sczytne domu bożego sklepienia,
I w nich miłości Boginię!

Z jaką rozkoszą przybijam do brzegu!
Ziemio, całuję ciebie!... a was, kwiaty,
Co tę drożynę, w krętym jej obiegu,
Zdobicie perły, drobnemi szkarłaty,
Witam — Księżycu jak się krąg twój pali!
Jak świecą głazy, gaj, kościół, kurhany!
Tyś taki piękny, taki zadumany,
Jak saga w godowej sali![1]

Strumyku, co tu poszeptujesz z kwiaty,
Kto przelał w ciebie serca mego dźwięki?
Słowiku, piewco Północy skrzydlaty!
Zkąd wziąłeś duszy mej wydarte jęki?
Barwą wieczoru dłoń alfów życzliwa
Kreśli mi obraz Ingeborgi w górze,
Freja się dąsa, zazdrość ją porywa —
Tchnęła, — obraz znikł w lazurze!

Lecz próżno gniewem unosi się Freja!
Tu ona sama — piękna jak nadzieja,
Wierna jak z latek dziecinnych wspomnienie,
Niesie miłości mej wynagrodzenie! —

  1. Mniemali Skandynawowie, że saga (bogini dziejów), zjawiając się na ucztach weselnych, siedziała zadumana, jak gdyby marzyła o świetnej przyszłości potomstwa nowożeńców.