Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Spełniłem rozkaz — masz daninę w zysku,
»Wziętą na głębi dalekiej;
»Ale dziś, przy tém Baldera ognisku,
»Rozprawimy się na wieki!

»Tarczę na ramię! pierś zacnie obnażaj!
»Bój się bez hańby odbędzie.
»Żeś konung, pierwszy uderzysz — lecz, zważaj,
»Potém moja kolej będzie!

»Ha! lisie w norze zatrzaśnięty! czego
»Tak topisz we drzwiach wzrok ostry?
»Może nie pomnisz Framnesu mojego,
»Ni złotowłosej swej siostry?« —

Tak woła Frytjof z godnością rycerza,
Sięga po worek — i potem.
Jak od niechcenia, ciska i uderza
W konungowe czoło złotem.

I wnet trysnęła krew z ust zranionego,
I wzrok mu pociemniał świetny;
Mdleje — i pada u stosu bożego
Potomek Asów szlachetny!

»Tchórzu nikczemny! ciężka widać praca
»Patrzeć na blask tego złota!
»Ale nie umrzesz — mój oręż nie skraca
»Podobnym tobie żywota!

»Ciszej! miesiąca wypłowiałe kniazie[1]!
Wara! mi z temi nożami[2].

  1. Frytjof (jeśli sie nie mylimy) nazywa tu kapłanów kniaziami miesiąca, może dla tego że spełniali obowiązki swoje w nocy, przy blasku księżyca, któremu niby jak królowi w charakterze kniaziów służyli.
  2. Najdawniejszą bronią Skandynawów były: włócznia ze spisą krzemienną, i nóż