Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten projekt, niema — oczywiście! — ani jednej kobiety: czy przynajmniej zasięgano opinji kobiety w charakterze bodaj rzeczoznawcy? Prawda że ta ustawa to jest rama ogólna, że o szczegółach będzie rozstrzygał w każdym wypadku — sąd. Sąd, sędzia... znów mężczyzna. Jakże teoretyczne jest jeszcze równouprawnienie kobiet!
I przypomniała mi się taka scena. Przed kilku miesiącami, zaproszono mnie do pewnego stowarzyszenia kobiecego na wieczór dyskusyjny. Z ciekawości poszedłem. (Trochę to przypominało jeszcze Emancypantki Prusa i ową uroczą scenę, gdy jedna z uczestniczek napróżno domaga się prawa głosu, bo zawsze spychają ją z porządku »wnioski nagłe« i »wnioski w kwestji formalnej«. Czeka i czeka cierpliwie w poczuciu praworządności — wkońcu, po dwóch godzinach, uzyskuje to prawo głosu, aby... powiedzieć, że lampa filuje, czego w ferworze dyskusji nikt nie zauważył). Otóż, były tam na porządku dziennym dwa referaty. W pierwszym wybitna prawniczka referowała właśnie nową ustawę małżeńską, do której jakimś sposobem udało się jej dotrzeć; w drugim znakomita powieściopisarka mówiła ogólnie o stosunku kobiet do miłości. Następnie otwarto dyskusję. Można było przypuszczać, że dyskusja będzie tyczyła głównie pierwszego punktu, zwłaszcza że chodziło o postanowienie jakiejś akcji w tej sprawie; podczas gdy drugi punkt — kobieta i miłość — zdawał się raczej rzeczą osobistą i mniej nadającą się do publicznych rozstrząsań. Tymcza-