Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam... Mossego. A tymczasem Mossego można czytać bez końca i nie nudzić się, trzeba tylko mieć wyobraźnię. Ileż rozkosznych chwil spędziłem od miesiąca nad tą księgą. Duszę wkładam w tę pracę. Wierzę w rozmaitą skuteczność prospektu, zależnie od stopnia suggestji z jaką się go namagnesuje. Kiedyś wielkie firmy będą trzymały specjalnych indyjskich Yogów do magnesowania prospektów; u nas literat musi to robić sam... Późno wnoc, kiedy skończę już inne zajęcia, kiedy miasto całe śpi po trudach dziennych a powietrze brzemienne jest aromatem nocy majowej, otwieram gruby tom Mossego i adresuję koperty. Najczęściej sam niosę je do skrzynki. I wówczas mam uczucie, że jestem siewcą, rzucam je garścią, zwolna, hieratycznym gestem starego Boryny z epopei Reymonta. Ale nie, to złe porównanie. Boryna, siejąc, ma tę świadomość, że każde ziarno, padłszy na glebę, wejdzie i rozpleni się dziesięciokrotnie i stokrotnie. Gdybyż tak było tutaj: jakże lekki byłby los wydawcy! Ale prospekt nastręcza raczej inne porównanie: przypomina fantastyczną rozrzutność przyrody w akcie zapładniania. Tak jak natura zużywa tysiące plemników, które giną marnie poto, aby jeden z nich stworzył cud życia w maluśkiem jajeczku, tak tu rzuca się tysiące tych kartek w paszczę skrzynki pocztowej, aby hen, gdzieś, w Łucku czy w Nalibokach, znaleźć jedną pokrewną duszę. Dlatego ilekroć, dopełniwszy tej czynności, odchodzę od skrzynki pocztowej, czuję się zawsze cokolwiek uroczysty i cokolwiek wzruszony. Mam uczucie, że spełniłem wiel-