Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pamiętać jak znakomicie zindywidualizowane są te typy „sawantek”! Zatem, poto bagatelizuje się Moliera, aby zrobić honorowe miejsce dla mitycznego Dancourta... autora Starych kawalerów i Ubogich lwic! Czy aby nie zadużo tych wiatrów, panie profesorze?
Ale niechcę (choć mógłbym) mnożyć już przykładów. Trąciłoby to złośliwością, która mi jest dość obca. Jakiż wniosek? Biorąc ściśle logicznie, byłby taki: jeżeli ja, w moim nader szczupłym zakresie dokładnych wiadomości, raz po raz natykam się, w niektórych płodach naszych „uczonych w piśmie”, na mniej lub więcej jaskrawe... omyłki, możnaby przypuszczać, iż kto inny, znający dokładnie inny znów dział, odkryłby znowuż inne omyłki tegoż samego kalibru, etc.; że zatem ten i ów z naszych pomników „wiedzy ścisłej” jest tylko piramidą wiatrologji, podanej z całym balastem autorytetu i drobiazgowością rzekomej informacji. Ale nie chcę tego przypuszczać; wolę wierzyć, iż to są drobne skazy na rzetelnem dziele. I nie poruszałbym nawet tych usterek, gdyby nie to, że widzę w nich symptom znamienny dla naszej młodej jeszcze kultury naukowej; symptom niebezpieczny, ale, mam nadzieję, uleczalny.
Mówmy otwarcie: jesteśmy tylko ludźmi, a pojemność mózgu ludzkiego jest ograniczona; niepodobna zarazem wiedzieć wszystko i wiedzieć wszystko dobrze. Tego nie wymaga nikt od najuczeńszego człowieka. Ale prawdziwa kultura naukowa polega na tem, aby mówić tylko o rzeczach które się wie;