Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sali Teatru Ludowego przez rozegzaltowane krakowskie matrony etc. etc.
Kiedy umarła Gabrjela Zapolska, wszystkie pisma zamieściły jej panegiryki; nawet te, które stale obrzucały jej działalność błotem, uderzyły w wielki dzwon: „Cześć jej pamięci” etc. To jedno umiemy: „celebrę”; ale czy komukolwiek przyszło na myśl utrwalić bodaj jakiś rys z bogatego życia tej naszej George Sand?

Polska była podobno zawsze krajem „indywidualistów”, mamy też w każdem pokoleniu indywidualności ciekawych sporo i życie artystyczne dość bujne, ale ubożymy je, nie umiejąc się z niem obchodzić. Z dwojga złego raczej „plotka” niż kanonizacja, raczej artysta w szlafroku niż w bronzie na codzień! Z pewnością szlafrok będzie bliższy prawdy od pomnika i lepiej pozwoli nam zrozumieć żywego człowieka. Historja bez anegdoty, to kuchnia bez soli. Nie umiemy żyć z literaturą poprostu, jak z przyjacielem, jak z kochanką; obcałowujemy ją po rękach jak matronę albo biskupa. Każde proste słowo, każdy żart brane są za złe i wykładane opacznie, jakgdyby uśmiech nie był bardzo naturalną formą obcowania duchów.

    zaszedł kiedy do Łaźni Rzymskiej, gdzie co poniedziałek o szóstej rano grono ludzi dobrej woli zbiera się aby rozmawiać o sprawach ducha. Nigdy nie mogłem się zdobyć aby wstać tak wcześnie, i nie byłem, czego do śmierci nie przestanę żałować.