Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chciałbym w tem miejscu potrącić jeden szczegół, na który zwrócił mi uwagę w rozmowie o Weselu wyborny znawca zarówno literatury jak muzyki, Witold Noskowski, a mianowicie do jakiego stopnia Wesele urodziło się z rytmu, z elementu muzyki. Wyobraźmy sobie ten maleńki dworek, tę chałupę istotnie „rozśpiewaną” po brzegi, pełną zawziętego a prymitywnego dudlenia chłopskiego, rytmicznego tupotu nóg i przyśpiewek; i wyobraźmy sobie Wyspiańskiego, który całą noc, nie tańcząc i prawie nie rozmawiając, stoi oparty o futrynę. Ten rytm musiał na niego tak działać jak jednostajny turkot kół pociągu, pod który mimowoli w zmęczonej głowie podsuwają się jakieś natrętne teksty. Jestem prawie pewien, że w ten sposób urodziła się rola Chochoła. Ale nietylko ona. Całe Wesele przepojone jest rytmem, najróżniejszemi rytmami, niesłychanem bogactwem rytmów; wiersz to płynie posuwistym polonezem, to znów przytupuje przekorną i zadzierżystą nutą krakowską. I w tej rytmice Wesela, w tem — podświadomem dla słuchacza — muzycznem działaniu utworu, tkwi niewątpliwie w znacznej mierze jego wnikliwy czar, jego przyczepność, która sprawie, że Wesele stało się niewyczerpaną kopalnią cytatów, że mnóstwo ludzi umiało je prawie na pamięć. Dodajmy, że Wyspiański był organizacją niezmiernie wrażliwą na muzykę; i w ten sposób zbliżymy się też nieco do tego najoryginalniejszego może z polskich utworów, który cały urodził się z bezpośredniości. Nie znam sztuki teatralnej, w którejby rytm, melodja, kolor,