Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieśmiertelny poemat i stała się żywem wcieleniem Polski. Możnaby podejrzewać, iż Wyspiański, biorąc pióro do ręki, zamierzał tu napisać złośliwy pamflecik na swoich znajomych; w trakcie pisania, genjusz poezji porwał go za włosy i ściany Bronowickiego dworku rozszerzyły się — niby nowe Soplicowo — w symbol współczesnej Polski.
Dla tych, którzy znają Wyspiańskiego jedynie z jego pism, nie dość może żywo występuje pewien jego rys, który w obcowaniu osobistem, w rozmowie, zdawał się niemal dominującą cechą jego inteligencji: mianowicie złośliwość, najprzedniejsza dowcipem złośliwość, wyostrzona i lśniąca jak brzytwa. Rozmowa jego iskrzyła się od takich cięć, które zadawał swoim brzęczącym, cichym głosikiem i z cienkim uśmieszkiem na wargach. Przypominam sobie takie powiedzenie: była mowa o Asnyku; na co Wyspiański brząknął: „Asnyk... tak... Asnyk, to taki wypchany orzeł; ma wszystko, dziób, skrzydła, tyle tylko że nie poleci...” Każdy kto znał Asnyka bodaj z fotografji, ten oceni ile malarskiego „chwytu”, a może i literackiej trafności zawierało to piekielnie złośliwe określenie.
Takiej złośliwości, mimo że zrównoważonej innemi składnikami, jest w Weselu mnóstwo; ale tylko ci, co dobrze znają osoby i fakty, mogą ocenić ostrze mnóstwa drobnych szpileczek jakiemi utwór ten jest najeżony.
Niepodobna mi — jak wspomniałem — w ramach niniejszego szkicu, przedstawić całych realjów Wese-