Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakim był zawsze: pustym, głupim, lichym. Cały swój wdzięk czerpał w kontraście tyrana: z chwilą gdy niema tyrana, niema i kochanka.
Czuć to w tej świetnej Grze Pirandella, w stosunku Sylji do Leona. Czem jest dla niej ten mąż, czy go kocha, czy go nienawidzi — nie wiemy. Co do tamtego drugiego natomiast — nie mamy żadnej wątpliwości: jest dla niej niczem. To tylko... kochanek. To słowo, tak chlubne, tak pełne poezji niegdyś, stało się wyrazem podrzędnej profesji, jakiegoś „dochodzącego” funkcjonarjusza miłości, coś w rodzaju felczera, który przychodzi stawiać bańki.
Wszystko to, to są nowe i godne uwagi symptomaty na drodze szczerego i godniejszego spojrzenia na życie. Faktem jest, że Kochanek ma w ostatnich czasach bardzo „złą prasę”, i ten objaw, tak pocieszający dla moralności publicznej, godziło się zanotować.
Tak jest w literaturze, w teatrze. A w życiu? To znów co innego. Czy o nim piszą tak, czy inaczej, źle czy dobrze, zapewne kochanek będzie nadal kwitnął w życiu, bo łatwiej go ośmieszać i obrzydzać, niż wymyślić na jego miejsce coś nowego. Ale jedno zbankrutowało niewątpliwie, to poezja dawnego klasycznego romansu. Może życie stało się lekkomyślniejsze, płochsze; „igraszki trafu i miłości” święcą w niem swoje tryumfy bardziej niż kiedykolwiek. Ludzie łatwiej biorą się, rzucają, przyczem zużywa się mniej wielkich słów. Miłostka kwitnie śmielej, zuchwałej. Ale niewątpliwie rzadszem niż dawniej sta-