Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mych księży można ująć w rygor, przynajmniej zewnętrzny, o tyle — dziś zwłaszcza, w epoce wyzwolenia kobiet — dość trudno byłoby narzucić ich żonom takie lub inne obyczaje; jeszcze trudniej utrzymać je w karności małżeńskiej. Nie byłoby właściwe, zapewne, gdyby się słyszało na balu — lub, o zgrozo, w dancingu! — takie rozmowy: „Kto jest ta pani, która ma takie ładne plecy i tak dużo ich pokazuje? — To kanonikowa X. — A ta, która tak wymownie tańczy bluesa z tym młodym bubkiem? — A, to separowana prałatowa Y.”
Zapewne, to są argumenty. Powaga sukienki samotnego człowieka, nie znającego nic oprócz swej religji, ma swoje piękno i swój prestige. Ale godzi się zważyć, ile to kosztuje. Ściśle biorąc, dla kapłana istnieją tylko dwie drogi: być świętym, albo być drabem. A świętość jest trudna, i też nie jest bez niebezpieczeństw.
Bo jeżeli uznamy pokątne miłostki za stan niemoralny i często pchający w sytuacje bardziej jeszcze niemoralne, dziwne nam się wyda, że ten właśnie, który ma być stróżem moralności u innych, skazany jest przez całe życie na sytuacje nieprawidłowe. Inni mogą być mniej lub więcej niemoralni; on — musi. Dla innych to jest sprawa prywatna; dla niego publiczna.
U ludzi świeckich, miłość, choćby nie poświęcana, może mieć wdzięk, poezję, może być połączona z dobrą wiarą, złe skutki jej mogą być naprawione. Co rok wiosna splata ręce, łączy usta iluż par; niejedną