Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Dziewice konsystorskie.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

praktyka poucza, że nadużycie stało się tu zasadą, systemem, instytucją... Aż mi wstyd, że muszę tyle razy powtarzać jedno i to samo; ale ktoby przeczytał parę numerów klerykalnych pisemek, tenby zrozumiał, dlaczego trzeba powtarzać to samo, wciąż i do skutku. Wciąż, gdy mowa o „nieprzejednaniu“, trzeba się dziwić, że konsystorz wybiera sobie dla swego „nieprzejednania“ wypadki istotnie poważne, i biedaków, dla których to jest klęską życia; że ma rękę stalową dla jednych, aksamitną dla drugich. I ostatecznie musi taki biedak pomyśleć: na co zda się religja, skoro w najcięższych próbach życia nic nie pomoże, i nietylko nie poradzi sama, ale zazdrośnie czuwa, aby władze świeckie nie mogły ulżyć ludzkiej doli. Czyż funkcje religji mają się ograniczać jedynie do grzebania człowieka? Po śmierci i za życia?
Ksiądz profesor Kozubski i inni twierdzą, że to właśnie jest idealnie, że nic się tu reformować nie da i nie trzeba i że wszelka zmiana byłaby „ruiną społeczeństwa“. Ba, więcej: nie wolno się temi rzeczami zajmować, o nich