Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/533

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dowiedź mi, że twoja miłość jest namiętna, wściekła, ślepa, że dla niej wszystkobyś poświęcił!
— Wszystko poświęcę. Ale jakże ci dowiodę?
— Nie znajdujesz sposobu? więc bywaj zdrów, omyliłam się, szkoda jednak, już zaczynałam cię kochać.
— Słuchaj — rzekł notarjusz głosem głuchym, przerywanym — jeśli ci oddam na łaskę mój honor, majątek, życie... jeśli ci powierzę tajemnicę, która może mnie zaprowadzi na rusztowanie...
— Ty byłbyś zbrodniarzem? — przerwała Cecylja; — żartujesz. A twoja prawość?
— Kłamstwo.
— Nie wierzę ci, przechwalasz się. Któryżby człowiek zdołał tak zręcznie, i zuchwale owładnąć opinją ludzi, zagarnąć ich cześć i poszanowanie?
— Ja nim jestem! — zawołał Ferrand z ohydną dumą. — Bierz moją głowę, za jedno twoje uściśnienie.
— Przecież nakoniec spotykam prawdziwą namiętność... Oto mój puginał! rozbroiłeś mnie!
Ferrand przez otwór wziął podaną broń niebezpieczną i rzucił ją daleko za siebie na korytarz.
— Cecyljo, więc mi wierzysz? — zawołał z uniesieniem.
— Wierzę — odpowiedziała, ściskając w miękkich dłoniach twardą rękę Ferranda. — Widzę w twojem płomiennem spojrzeniu że mnie nie zwodzisz. Jakóbie! kocham twoje oczy... one mnie przekonywują, że mówisz prawdę. Twoje czoło groźne, twoja twarz strachem przejmuje... jesteś zajadły, piękny i straszny jak tygrys. Ale mów: nie zwodzisz mnie?
— Powtarzam ci: popełniłem zbrodnię.
— Tem lepiej...
— A jeśli ci wszystko powiem?...