Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uśmiechając się z przymusem, — żart jest zbyt.... zbyt dotkliwy.... i....
— No, podaj mi rękę, kochany książę, — dodała pani Zomałów głosem najnaturalniejszym w świecie, — i każ przywołać twój powóz, bo już jest późno. Jużbyśny powinni być w pałacu ambassady. I właśnie to jest pańska wina; jakto! pan, owa punktualność uosobiona, zapomniałeś, że godzina jedenasta już oddawna minęła?
— O! pani, ja nie mam najmniejszéj chęci do żartów! odpowiedział książę głosem sentymentalno-żałosnym. — Zbyt wielką boleść sprawił mi żarcik pani. Serce moje napełniono jest gorzkim żalem.
— Biédny... biedny książę... nie wiedziałam wcale, że twoje serce jest tkliwe...
— Ah! pani, to podejrzenie, zasmuca mnie nadzwyczajnie; jesteś pani bardzo niesprawiedliwą... dla mnie szczególniéj cobym życie moje oddał za panią.
— Doprawdy!
Za całą odpowiedź, książę wzniół oczy ku niebu i głębokie wydał westchnienie.
— Dajmy temu pokój, kochany książę, — rzekła hrahina z uśmiechem, — gdybym miała