Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kajuta wyglądała jak jatki rzeźnika; trzy trupy leżały na podłodze, czwarty dogorywał na progu, a ja i Alan, odnieśliśmy zwycięstwo, nie poniosłszy najlżejszej rany.
Towarzysz mój zbliżył się z otwartemi ramionami.
— Chodź, niech cię uściskam — zawołał i chwycił mnie w objęcia, całując serdecznie w oba policzki.
— Dawidzie rzekł — kocham cię, jak rodzonego brata — przyznaj — dodał w uniesieniu — czy nie tęgi szermierz ze mnie?
Potem obtarł skrwawiony pałasz o ubranie czterech leżących trupów, które po kolei wyciągnął na pomost. Czyniąc to, gwizdał i przyśpiewywał, jakby chciał przypomnieć sobie nutę piosnki, z tą różnicą tylko, że on właśnie w owej chwili układał ową piosnkę w myśli. Przez cały czas twarz miał rozpromienioną, oczy błyszczały mu jak dziecku, które otrzyma nową zabawkę. Usiadł przy stole z bronią w ręku, nucona melodja przybierała coraz wyraźniejsze brzmienie, aż nakoniec zaśpiewał silnym głosem pieśń w szkockim języku. Stała się ona popularną wśród mieszkańców Szkocji.
— Ow hymn zwycięstwa jest dla mnie drogiem wspmnieniem walki, w której czynny brałem udział. Z pięciu zabitych, wraz