Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niewątpliwie — zawołałem — będę słyszał tłuczenia szkła w górze.
— Widzę, że nie brak ci oleju w głowie — zauważył Alan z przekąsem.

IX.
Oblężenie kajuty.

Spokój przed burzą miał skończyć się niebawem. Czekając długo na mój powrót, zniecierpliwili się, wypatrujący mnie na pomoście ludzie i zaledwie Alan dopowiedział ostatnie słowa, stanął we drzwiach kapitan.
— Stój! — zawołał Alan, zwracając ku niemu ostrze pałasza.
Hoscason przystanął rzeczywiście, nie cofając się wszelakoż ani na jeden krok.
— Ostrze pałasza wzamian za gościnność! — zawołał.
— Czy widzisz mnie? — rzekł Alan — pochodzę z królewskiego rodu, pieczętuję się dębem. Spojrzyj na mój pałasz, ściął on już więcej głów Whigów, aniżeli masz palcy u nóg. Przywołaj do boku nędznych robaków twoich i przypuszczajcie szturm do nas. Im prędzej zaczniecie pukaninę, tem prędzej stal moją wyostrzę na ciałach waszych.
Kapitan nic nie odpowiedział Alanowi, tylko utkwił jadowity wzrok we mnie, mówiąc:
— Zapamiętam ci to, Dawidzie.
Dźwięk jego głosu przejął mnie dreszczem do szpiku kości; on odszedł spiesznie.
— Teraz baczność! — zawołał Alan — taniec rozpocznie się bezzwłocznie.
Wyciągnął z za pasa puginał, który ujął w