Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trzy inne dary zechcesz przyjąć przy tej pierwszej z nami rozłące od pani Campbell i odemnie; pierwszy przyda ci się zaraz, chociaż to tylko jedna kropla w morzu. Drugi, wyraźnie napisany, posłuży ci za wsparcie w życiu, jak podróżnemu kij w ręku, a choremu miękka poduszka pod głowę. Trzeci, to słowa gorącej modlitwy, zwracające myśl twoją do lepszego żywota.
To rzekłszy, ukląkł, zdjął kapelusz i w serdecznych wyrazach modlił się za młodego chłopca, puszczającego się w świat nieznany; potem chwycił mnie w ramiona, całował z całych sił, następnie, usunąwszy się trochę, spoglądał na mnie ze smutkiem, wreszcie krzyknął głośno: „żegnam cię!“ i zawróciwszy, odszedł prędko tą samą drogą, którąśmy przyszli. Zachowanie jego mogłoby drugiemu wydać się śmiesznem, ja nie byłem usposobiony do śmiechu. Patrzałem za nim, póki nie zniknął mi z oczu; on nie zwalniał kroku i nie oglądał się za siebie. Przyszło mi wtedy na myśl, że ja byłem przyczyną jego smutku i uczułem z tego powodu wyrzut sumienia, bo mnie cieszyło raczej, że porzucam ten cichy zakątek, a dążę do dużego, zamożnego domu, do ludzi bogatych i szanowanych, a blizkich mi krwią i nazwiskiem.
— Dawidzie, Dawidzie — mówiłem sobie —