Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czarnoksiężnik z Essenden dowodził, że ma lustro, w którem ludzie widzieć mogą przyszłość swoją, musiało ono być zrobione z innego materjału niżeli żarzące węgle, bo w obrazach, jakie mi się wówczas przesuwały w myśli, nie widziałem ani okrętu, ani marynarza z włochatą czapką, ani pałki nad moją głupią głową, ani żadnego znaku, zapowiadającego czekające mnie utrapienia. W owej chwili nadęty zarozumiale, poszedłem na górę i wypuściłem na wolność więźnia mego. Zyczył mi grzecznie dnia dobrego; na życzenie to odpowiedziałem mu również uprzejmie, patrząc na niego z piedestału mojej wyższości moralnej. Zasiedliśmy do śniadania jak dnia poprzedniego.
— Cóż panie — odezwałem się żartobliwym tonem — nie masz mi nic do powiedzenia? — a gdy wyjąkał niezrozumiałą odpowiedź — czas wielki — dodałem — żebyśmy się poznali wzajemnie. Brałeś mnie niewątpliwie za wiejskiego głuptaska, nie mającego więcej oleju w głowie, jak ten kartofel na misce. Ja miałem ciebie, stryju, za dobrego człowieka, nie gorszego przynajmniej od innych, zdaje się, żeśmy się obaj pomylili. Co powoduje tobą, że się mnie obawiasz, że postępujesz ze mną podstępnie, że nastajesz na moje życie?