Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyrzucony na Earraid marynarz nie byłby na tej wysepce pozostał ani dnia jednego, gdyż tylko przypływ morza ją tworzy, a dwa razy w ciągu doby, po odpływie, jest do niej łatwy przystęp, już to suchą nogą, już to wbród.
Ja nawet z morzem nieobeznany, gdybym był nie stracił spokoju, a zastanowił się, i pomyślał, zamiast wściekać się bezsilnie na los, byłbym odgadł tę tajemnicę, i uwolnił się prędko.
Miałem przecież przed sobą dokładny widok na przypływ i odpływ, wyczekiwałem nawet odpływu, dla łatwiejszego zbierania skorupniaków.
Nic dziwnego, że rybacy nie zrozumieli mnie — prędzej dziwić się należy, że wreszcie odgadli oni moją głupią nieświadomość, i zadali sobie ten trud, aby wrócić.
Cierpiałem głód i zimno na tej wyspie przez sto godzin i gdyby nie rybacy, byłbym na niej swoje kości pozostawił — a wszystko przez głupi brak zastanowienia. Drogo to opłaciłem, okropnie się nacierpiałem, a teraz, odziany jak żebrak, zaledwie byłem w stanie chodzić i ból gardła męczył mnie okrutnie. Dużo w mem życiu widziałem łotrów i szaleńców, mocno w to wierzę, że w końcu każdego nie minie to, na co zasłużył, a nawet