Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bo jesteś trochę lepszym od zwykłego whiga — zawołał. — Gdy jednak Kolim Roy dowiedział się o tem, zawrzała w nim krew niegodnych Campboll’ów. Zaciskał zęby ze złości, popijając wino przy stole. Jakto, on nie miałby zapobiedz temu, iżby Stewart otrzymał kęs chleba! Ah! Rudy lisie! niech się Bóg ulituje nad tobą, jeśli spotkamy się kiedy na odległość strzału z pistoleta... Wiesz, Dawidzie, co uczynił? Ogłosił wszystkie majątki do wydzierżawienie na nowo. „Dostanę innych dzierżawców — myśli sobie okrutnik — wyzuję z ich własności Stewart’ow, Macerls’ow, Macrobs’ow (tak się nazywają ludzie mego kłamcy) — a wtedy — mówi w duchu — Ardshiel, będzie zmuszony żebrać na gościńcach we Francji.
— Cóż dalej się stało? — pytałem z zajęciem.
Alan odstawił fajkę, która zagasła mu oddawna i na kolanach wsparł ręce.
— Nie zgadłbyś nigdy — rzekł — ci sami Stewarci, Maccerisy, Macrobsy (którzy płacili podwójną sumę dzierżawną, jedną królowi, druga z przywiązania Ardshiel’owi) ofiarowali mu lepszą cenę jak wszyscy razem Campbell’owie zamieszkujący Szkocję; szukał ich daleko po za brzegumi Clydy i po za Edymburgiem, namawiając, prosząc, aby