Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

charakterem i psychiką, na razie poprzestając na obserwacji z daleka.
Zachowywał się głośno, czując się tutaj jak u siebie. Mówił głosem ochrypłym, tonem drwiąco żartobliwym. Wkrótce spostrzegłem, że mimo powierzchowności zupełnie dostrojonej do tła, przecież go wyróżniają. Wyglądało to z zachowania się gości, z pewnego półświadomego szacunku, z jakim się doń zwracano. Być może dlatego, że cynizmem przewyższał wszystkich, być może z innej przyczyny. Przechodził od grupy do grupy, przypijał, poklepywał po plecach protekcjonalnie, podniecał do żartów i wyuzdania.
W ten sposób zbliżył się i do kilku apaszy, siedzących opodal mego stołu. Zaraz zrobiono mu miejsce i podsunięto świeżą szklankę. Jeden z towarzystwa zaczął coś opowiadać. Rzecz zdaje się zajęła go, bo rozsiadł się wygodnie i zapaliwszy fajkę, przysłuchiwał się z zajęciem.
Zaciekawiony wytężyłem słuch, by pochwycić choć parę słów.
Apasz ze zwycięzkim uśmiechem na wargach grubych, zmysłowych opowiadał ohydną historję, w której zwyrodnienie płciowe szło o lepsze z bestjalstwem.
Stachurowi zwierzenia widocznie bardzo przypadły do gustu, bo ciągle uśmiechał się, dolewał mu wina i przerywał od czasu do czasu pytaniami o szczegóły.
Lecz właśnie te pytania przedstawiły mi go w całkiem nowem świetle. Były dziwnie inteligentne, sta-