Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jutro każę stawiać piece; będziemy mieli ogień, zapach żywicznych smolaków i rakiety iskier.
— Wiwat! — krzyknął rozpromieniony Józio. — Będą piece! Będzie ogień! Złoty, czerwony, żółty, kochany ogień! O jak to pięknie i dobrze, tatusiu!
W pierwszych dniach grudnia opalano już wille po staremu za pomocą kaflowych pieców a w saloniku buzował wesoły ogień w dużym, staropolskim kominku.
Po dokonaniu tego zasadniczego wyłomu w dotychczasowej taktyce, nastąpiły dalsze. Rojecki ośmielony bezkarnością rozzuchwalił się. W ciągu grudnia przestano stołować się w jadłodajni, przywracając ancien regime kuchni domowej; Marjanna ku ogromnej swej radości objęła z powrotem funkcje gastronomiczne.
— Bo i słusznie, proszę wielmożnych państwa — zaopinjowała, wnosząc po raz pierwszy do jadalni obiad „własnego chowu“. — Słyszane rzeczy brać obiady i kolacje z traktjerni. W domu kuchnia jak złoto, naczynia błyszczą na ścianach jak djamenty — a my wciąż znosimy z restauracji te obrzydliwstwa, jakby nie było komu u nas gotować. Obraza boska.
Buntownicza reakcja czyniła szybkie postępy. Obok światła elektrycznego zaczęto używać wieczorami starych „poczciwych“ lamp naftowych; p. Marja nawet stanowczo dawała im pierwszeństwo przy czytaniu nut i szyciu, gdyż „elektryka“ działała jej szkodliwie na wzrok. Pojawiły się też niewidziane już oddawna świece. Słowem oświetlenie i ogrzewanie staroświeckie odniosło w Pożarowie stanowcze zwycięstwo nad wymysłami postępu w tej dziedzinie.
W długie zimowe wieczory skupiała się cała rodzina w saloniku przy kominku, który stał się ośrodkiem domowego życia. Czerwone, jarzące się żarem polan i szczap