Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sama nie wiedząc. I oto wbrew woli, gdy włosy nad czołem zdawały się ogniem zajmować od niezwalczonego wzruszenia, — wsparła rękę na jego ramieniu. Położywszy zaś dłoń, uczuła, że jej oderwać nie może. Wstrząsnęła go zlekka za ramię. Nie odwracał głowy. Łzy wciąż kapały z jego oczu. Wtedy, nie panując nad sobą, podniosła drżącą rękę i zaczęła nią głaskać mu długie, lśniące, czarne włosy. Uspokajała go, jak dziecko nieszczęśliwe, łagodnie szepcąc zalęknione, ciche wyrazy. Wreszcie nachyliła się i, wszystka w uśmiech przeistoczona, poczęła całować jego białe czoło. Całowała je łagodnie, delikatnie, jak kwiat, którego niepodobna napatrzeć się, ani nawąchać, — aż go wreszcie same usta przytulą do siebie. Z zapomniałą miłością prowadziła wargami po pasmach jego włosów. Nie odwracał głowy przez czas długi, ani zdumiony, ani przejęty tym jej występkiem. Serce jego zatopione w głębokości smutku nie zdziwiło się i nie rozradowało. Gdy podniósł oczy, wciąż jeszcze pełne były łez. Patrzał na nią przez te łzy bez ustanku napływające i szlochał o straszliwej doli kraju, — o klęskach, których wspomnienie w lód krew ścina... Mówił jej, jakie były przewidywania siły — i jak zawiodły, — o wierze i nadziei, z których tylko rozpacz została. Przytuliła jego głowę do swojej i coś radosnego szeptała mu w oczy i w uszy. Nie mogliby wyznać, gdyż nie pamiętali, czy to były pocałunki, czy tylko słowa i spojrzenia. Dusze ich nawzajem znalazły się w sobie, pobrały i zakochane jedna w drugiej niosły się nad ziemią, jak dwa wiosenne obłoki.