Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ludzkim dane jest na tym padole. I teraz mamiło się serce, iż oczy już wkrótce Xenię zobaczą. Myśli wyrywały się z okręgu dokonanego okrucieństwa śmierci, żeby błądzić w świętym gaju ułudy. Szli z Xenią ramię w ramię przez planty krakowskie, woniejące od aromatów wiosny. Pachniały bzy i akacye, ukryte konwalie i ukryte róże. Słuchali dźwięku słów, z których wszystkie a wszystkie, dobre i złe, cnotliwe i grzeszne, dla nich obojga były głosem wzajemnej rozkoszy. Wyznawali wszystko, — dusza duszy, — w uśmiechach, w szeptach, spojrzeniach, niemych pieszczotach dziecięcych, jak za najdawniejszych lat, w pieszczotach ojcowskich, które zawierają w sobie nigdy niegasnącą, bezdenną, wszystkę miłość. Każdy przydrożny kwiat, kształt pięknego drzewa, barwa dalekich lasów, szemranie wody i szelest zbóż podrastających, — wszystko, na czem oczy spoczęły, było dla Xenii. Wszystko zadawało pytanie, czy się jej jednej podoba? Czyby się też podobało, gdyby temi stronami przechodziła? Jakie też słowo rzekłyby jej usta, gdyby oczy wejrzały na to piękno, które oglądają oczy ojcowskie? Coby też teraz powiedziała biednemu ojcu po tem niezmiernem, po tem straszliwem niewidzeniu? Coby też wyjawiła, gdyby tak dziś ramię przy ramieniu szli, — o tamtych tajemniczych krajach Boga, gdzie ona teraz gości i przebywa? Straszna i przenikająca chciwość, ciekawość zacieklejsza ponad żądzę życia, budziła się w myślach, zmamionych miłością.
Wiadomość o dokonaniu wychylała się niepostrzeżenie z pomiędzy złudzeń, — znowu ta sama wiado-