Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przenoszenia zwłok Kaliksta do nowej mogiły. Zasypano biedaka bryłami grudy i przyklepano wzgórek łopatami żwawo, wesoło, sprawnie, kopcąc papierosy i podśpiewując. Gdy pan Granowski wypłacił żołnierzom nagrodę, ruszył w ich towarzystwie ku obozowisku, pieczołowicie niosąc w jednej ręce cenną walizkę, a na drugiej piastując małą Zosię. Gdy się wydostał z debrzowskich wąwozów i z zarośli starego parku, ukazał się jego oczom obraz przerażający. Pan Granowski przystanął w zdumieniu. Oczy oddawna wzwyczajone do krajobrazu, zastawionego budynkami dworskimi, przerywanego łańcuchem chałup wiejskich, błądziły teraz po dalekim, nagim przestworze. Krajobraz otworzył się na wszystkie strony. Pożar tlił się jeszcze wokoło, ale już przygasał, pożarłszy wszystko, co było zbudowane przez ludzi. Kupy dymiących się belek, zjedzone przez czerwony węgiel od strony ziemi, leżały chaotycznymi gnatami, okrywając żarzące się pod nimi rumiane ogniska. Błękitny dym niezliczonemi smugami płynął wysoko w jasnem, zimowem powietrzu. Z debrzowskiego dworu zostały jedynie bezkształne, osmolone kominy, słupy ganku, podmurowania od strony ogrodu, w głębi gruzy pieców i rumowia przegród ceglanych. Wszystko inne tworzyło ogromne żarowisko, jeszcze palące się w obrębie resztek kamiennych z sykiem i trzaskiem. Stajnie i obory, pełne poduszonych w dymie, spalonych koni i krów, pełgały wciąż gorącym, najżywszym, zaciekłym ogniem! Drzewa przydomne i rozstawione między budowlami folwarku, zachowawszy swe grube pnie, żarzyły się jeszcze i